Dzisiaj piątek, święto – wszystko co nas mogłoby interesować niestety jest zamknięte. Trzeba jakoś przetrwać dzisiejszy dzień. Na szczęście pogoda sprzyja, o poranku budzi nas słońce. Ponieważ jest wyjątkowo mało ludzi na campingu decydujemy się zwinąć ławki ze stołem stojące zwykle w części dla camperów. Po co im takie wygody? Sami przecież zwykle przywożą wszystkie udogodnienia w swoich pojazdach, czasem bardzo dziwnych konstrukcji. Przez parę dni zaobserwowaliśmy, że na nasz camping zjeżdżają się głównie Niemcy, poza nimi są również Skandynawowie, Szwajcarzy… i czasami Polacy… Ci ostatni niestety jak zwykle najczęściej zwiastują hałas i nieprzewidywalne zachowanie. Ostatnio idąc rano do ubikacji w damskiej toalecie spotkałam całą polską rodzinkę (matka, dwie córki i … ojciec!) wszyscy myją zęby w ubikacji!! Owszem są tutaj dwie umywalki ale zwykle dla osób które korzystają z „tronu”. Mi samej ciężko było się dopchać żeby umyć ręce. Dodam, że jest osobne pomieszczenie z prysznicami i umywalkami. Pomijam fakt, że facet za swoimi paniami wchodził wszędzie…
Zatem zwinęliśmy wspomniane ławki, które posłużą nam pewnie do końca pobytu w Szczecinie. Od tej pory wszystkie posiłki mamy możliwość skonsumować w komfortowych warunkach. Także pozostały dzisiejszy czas spędzamy przy tej ławie, w słoneczku delektując się prasą i internetem. Co jakiś czas spacerek do mariny … tak zleciał już czwarty dzień w Szczecinie. Tym samym pobiliśmy wszystkie swoje rekordy: najdłuższy pobyt na jednym campingu, najdłuższa wizytacja jednego miasta, najdłużej nieskładany namiot a także największa improwizacja urlopu…