Główna droga prowadząca przez Lofoty to E10, która liczy sobie około 180 km. Jest to informacja istotna, gdyż planując drogę warto rozważyć ze względów finansowych: czy jechać tam i z powrotem w kierunku Narviku (za Narvikiem i tak czeka przeprawa promowa), czy płynąć promem z jednego z czterech portów na Lofotach. Prom z Moskenes jest drogi, żeby nie powiedzieć gorzej.
Ostatecznie, zdecydowaliśmy jechać na Lofoty i wrócić ale tylko do portu w Svolvǣr. Mając perspektywę wielu kilometrów ruszyliśmy z kampingu wcześnie. Surowy krajobraz tundry ma coś z bajki. Na szlaku spotykamy zające, a na wodospadzie na rzece tworzy się tęcza. Zza chmur wyłaniają się skaliste szczyty gór.
Już o 10 jesteśmy w Narwiku. Miasto zostało doszczętnie zniszczone podczas II Wojny Światowej, a w latach 50-tych zostało odbudowane niestety w betonowym stylu. Zatem jesteśmy tu w zasadzie ze względu na historię tego miejsca oraz Muzeum Regionalne, historię linii kolejowej Kiruna – Narwik. Oglądamy również ogromny port przeładunkowy i Muzeum Wojny. Teraz kierujemy się na Lofoty.