Po kilkudziesięciu kilometrach zjeżdżamy z tej wygodnej ale monotonnej trasy na zwykłą lokalną drogę prowadzącą na niemiecką część wyspy Uznam. Po drodze mijamy polskiego tira leżącego na prawym boku w przydrożnym rowie. Korek niemiłosierny… mijamy Pasewalk, Anklam i….
Jest godzina 14:00, dojeżdżamy do skrzyżowania drogi 109 i 111. Do celu pozostało nam jakieś 20km. Stajemy na światłach i słyszę jak Tomek podkręca co jakiś czas manetką obroty silnika. Nie wiem o co chodzi i myślę, że po prostu chce jak zwykle pierwszy ruszyć na skrzyżowaniu. Nic jednak z tego. Zaraz po skręceniu w prawo Tomek zatrzymuje motocykl na przystanku autobusowym. Gasi silnik i tyle… nic nie mówi ale wyraźnie widzę, że jest bardzo zdenerwowany – właśnie brakiem jakiejkolwiek reakcji na zewnętrzne bodźce reaguje na sytuację stresową. Postanawiam dać mu chwilę i nie naciskać. Tomek próbuje raz za razem odpalić silnik ale nic z tego, ani drgnie :( Większość kontrolek już się nie świecie, lampy też coraz słabsze. Pomału dociera do mnie, że to problem na tyle poważny, że sami sobie z nim nie poradzimy.
Po chwili Tomek zaczął komunikować się ze światem. Ma dwie hipotezy: zepsuty regulator napięcia albo alternator. To pierwsze było jednak wymieniane przed samym wyjazdem a to drugie było przy okazji sprawdzane i wszystko działało jak należy. Szybka burza mózgów, przypominamy co widzieliśmy po trasie a mogło by nam pomóc – suzuki w Anklam… ale to Niemcy, koszty pewnie straszne, blisko stąd do Świnoujścia ale po kilku telefonach i sprawdzeniu w internecie okazało się, że tam speców od motocykli nie ma … Szczecin – ze 100km stąd ale jest serwis suzuki – to jedyne mądre wyjście. Teraz trzeba kogoś znaleźć kto nam pomoże dostać się razem z moto do Szczecina. Znajdujemy gościa z Świnoujścia, który przyjeżdża po nas busem. Czekamy na niego z dobre 2 godziny na totalnym odludziu. Dobrze, że jest ciepło, jasno i nie pada. W miedzy czasie umawiamy się z serwisem w Szczecinie na odbiór motocykla. Udaje nam się jakoś wciągnąć moto do busa i o 21 jesteśmy z powrotem w Szczecinie. . Dawno nas tu nie było. Troszkę nas kosztowała ta podróż powrotna blaszakiem.
Zostawiamy moto w serwisie. Jutro mamy się dowiedzieć co i jak. Teraz jednak docieramy na Camping PTTK Marina. Po ciemku rozbijamy namiot. Od śniadania nic nie jedliśmy. Tomek ubłagał kucharz, żeby przygotował nam jeszcze jakąś ciepłą strawę bo kiszki marsza grają. O 24 kończy ten wyczerpujący dzień i padamy.
Ps. Tego dnia nie zrobiłam ani jednego zdjęcia... nie ma czego pamiętać ;)