Niestety nad Krakowem rozpętało się prawdziwe piekło. Koło 17.00 pojawiła się burza. Pomyśleliśmy - nic to, pewnie zaraz minie i dokończymy pakownie. Tomek uwijał się jak w ukropie, nie zdążył jednak wszystkiego spakować jak nadeszła prawdziwa nawałnica. Nic nie słychać, nic nie widać tylko huk i błyskawice. Nie ma rady, musimy zaczekać w domu.
W międzyczasie doszliśmy do wniosku, że się nie zmieścimy :(
No cóż - w pierwszej kolejności zadecydowałam, że rzeczy które mieliśmy zostawić po drodze u teściów (i miedzy innymi dla nich) nie jadą - mogą poczekać ;) Tomek zdecydował, że jedna zgrzewka wody też zostaje - kupimy w Gdańsku.
Mam nadzieję, że burza zaraz przejdzie i resztę rzeczy uda się wepchną do - jak się okazało - za małego na nasze potrzeby VOLVO...
PS. Tomek w miedzy czasie przypomniał sobie o konieczności odebrania przesyłki z poczty (czynnej do 19!). No tak, przyszedł zamówiony super mocny spray na komary i wszelkiego rodzaju inne owady gryzące. Bez niego się nie ruszamy! Ja mam więc chwilkę i razem z Piszczochem korzystamy z ostatnich chwil wygód jakie daje kanapa :)