Czas chyba zacząć coś pisać, a najlepsza pora na pisanie jest wtedy, kiedy nie można zasnąć.
Nasza tegoroczna wyprawa rozpoczęła się o 3:30. W nocy nad Krakowem szalały burze i pierwsze opady deszczu po trzech tygodniach upałów sięgających 38 stopni w cieniu nie dawały mi spać. Stwierdziłam, że pierwszego dnia urlopu wstaliśmy wcześniej niż codziennie do pracy. I kiedy sobie to uświadomiłam, było już za późno na odwrót. W drodze do Warszawy pogoda się coraz bardziej pogarsza i pozostawia wiele do życzenia – chociaż po dotychczasowych upałach miło jest poczuć chłodek 20 stopni i ciepły deszcz. Niemniej jednak 3,5 godziny jazdy do stolycy w deszczu zmęczyło nas niezmiernie. Przypominamy sobie wyjazd do Skandynawii – nawet tam nie mieliśmy takiego „szczęścia” na deszczową pogodę!
Już na wlocie do naszej pięknej capital city obława policji na wracających z piątkowych imprez zawianych kierowców. Nieustraszony policjant wychodzi na środek trzypasmowej jezdni i zatrzymuje po kolei wszystkich wskazując pąsowym lizakiem miejsce do zaparkowania na poboczu. Ponieważ pobocze jest pełne nas już nie zatrzymuje i możemy jechać dalej. Pod drodze zatrzymujemy się w paru sklepach, zabieramy śpiwory i lecimy dalej na północ. Do syreniego grodu wrócimy jeszcze w trzeciej części naszego urlopu. Teraz jednak pierwszy przystanek planujemy w urokliwej wsi Kaki Mroczki :) Jutro coś więcej w tym temacie :)