Trzeba uruchamiac plan B - ruszamy do Heidelbergu - to jakie 35 km wiec luz - docieramy na camping Heidi :) i po drodze zdazamy nawet sobie upolowac jakas kolacje. W sasiedztwie mamy jakies francuskie malzenstwo, ktore ni w zab nie rozumie ani po angielsku ani po niemiecku - jezyk migowy wystarcza :) na uzgodnienie miejsca obslugi namiotu. Co czujemy ze Francja moze nas jezykowo na prowincji zaskoczyc. Pozytywnie za to zaskakuje nas zimne piwo z browaru w Heidelbergu - tamtejszy pils to chyba jeden z lepszych jakie w zyciu pilismy. Rozbijamy sie nad jednym z doplywow Renu gdzie wciaz plywaja barki z towarem a na drugim brzegu co chwile przejezdza podmiejska kolej - takiego transportu mozna pozazdroscic.
Przejezdzajac przez Heidelberg podziwiamy to uniwersyteckie miasto. Jak kazde w Niemczech swietnie zorganizowane ze swietnie zaplanowanym ukladem drogowym.