Poranek w takim miejscu to jedna wielka przyjemność. Siadasz na sofie z kubkiem pachnącej kawy i spoglądasz na jezioro skąpane w porannej mgle rozświetlanej promieniami wschodzącego słońca. Cala ściana od strony jeziora jest przeszklona, a brzeg znajduje się kilka kroków od tarasu więc efekt jest piorunujący. Nie mogliśmy sie oderwać :)
Roberto brokuły zjadł na drugie śniadanie i jak zwykle w czasie jego pierwszej drzemki ruszamy w trasę. Dzisiaj Kołobrzeg. Padło na piątek, bo lepiej w weekend omijać takie miejsca szerokim łukiem. Trasa wiedzie między malowniczymi jeziorami aż do Połczyna (na pewno tu jeszcze wpadniemy, obowiązkowo), potem Buślary, Moczyłki, Białogard, Karlino... Nie jest daleko nad morze. Dlatego też uważam, że Pojezierze Drawskie to świetne miejsce z dala od zgiełku, idealne na bazę do dalszych wypadów. Już wiele razy pisałam o tej okolicy.
Kołobrzeg drugi raz w tym roku z Roberto zaliczony, świeża ryba na obiad tez zaliczona. Pogoda dopisała, ale w Bałtyku tylko stopy pomoczyliśmy. Należymy raczej do tych ciepłolubnych istot i nasze polskie morze jest dla nas zdecydowanie za zimne ale sporo ludzi raczyło się kąpielą, co u nas wywoływało gęsią skórkę :)
Późnym popołudniem wracamy nad Drawsko. Milo jest podziwiać kolejny zachód słońca nad jeziorem.