Po ostatnich dwóch dniach nogi wszyscy czujemy. Ale prawie nikt o siedzeniu w domku nie myśli ;) Najbardziej nie w sosie jest dzisiaj Leszek, jednak po namowach dziewczyn daje się namówić na zwiedzanie Kudowy i atrakcji tam się znajdujących, szczególnie pod kontem Ali. My zaś nastawiliśni sie na Kłodzko. Padło na zdobycie - pokojowo oczywiście - twierdzy i zapuszczenie się w jej czeluści. Twierdza góruje nad okolicą i nie sposób jej nie zauważyć. Zdobywanie rozpoczynamy bardzo strategicznie - od znalezienia miejsca postojowego na nasz samochód.
Następnie, zgodnie z planem, i przez nikogo nie niepokojeni (A może jednak obserwowani przez jakiegoś pruskiego żołnierza? Kto to wie...), wspinamy się schodami na górę. Roberto atakuje z tuli, my pieszo ;) Niestety szkrab jest jeszcze za mały na zwiedzanie podziemnego labiryntu fortyfikacji, który jest przeznaczony dla dzieci od 5 roku życia, ale dzielnie robi obchód pozostałych umocnień. Na dzień dobry witają nas kibelki w pasiastych barwach. Kłodzkie fortyfikacje przetrwały, widziały i pamiętają wiele, bo ich historia sięga X wieku. Szmat czasu. Pracujący tam przewodnicy są bardzo zaangażowani, opowiadają z pasją, nie stronią od ciekawostek, czy anegdot. Opowieść, oprowadzającego naszą grupkę, przewodnika zabiera nas w podróż w czasie. Przemierzając niezliczone korytarze i pomieszczenia dowiadujemy się, jak wyglądało życie pruskich żołnierzy, a po wyjściu na samą górę możemy rzucić okiem na miasto i okalające je wzgórza i pagóry, w tym Kłodzką Górę.
Zostało nam jeszcze trochę czasu wiec zwiedzamy starówkę. Na pewno tu jeszcze wrócimy jak Robo podrośnie. Tym czasem wracamy do Karłowa, na obiad zaplanowaliśmy wędzonego, świeżego pstrąga.... Mm mm
Po pokonaniu drogi 100 zakrętów idziemy juz wszyscy razem na obiad. Tam okazuje się, że pstrąga nie ma, wszystko pozamykane i nie mamy szans na nic zdrowego. Leszek jak zwykle ma dla nas wyjście i .... robi grilla pod chmurką ;)